Kibice
POCZĄTKI
Ruch kibicowski na Górniku (w dzisiejszym rozumieniu tego pojęcia) rozpoczął się na początku lat 80. Konkretna frekwencja, doping, pasiaste wełniane szaliki, nieduże flagi na kije i płot to sezon 82/83 kiedy „biało – niebiescy” uzyskują historyczny awans do ekstraklasy. Jesień 83′ to istne szaleństwo!
Nadkomplety publiczności, kibice na drzewach itp. „trybunach” dopingują LIDERA. Wyjazd do Wrocławia przechodzi do historii jako największa znana i udokumentowana inwazja kibiców! 8000 do 12000 (według różnych źródeł) fanów Górnika zawitało na Oporowską. Gwoli prawdy (która jest przewodnią ideą tej historii) trzeba dodać, że znaczna część tej hordy to określając dzisiejszymi słowy „piknikowe towarzystwo”, ale wtedy w takie podziały nikt się nie bawił i wynik ten pozostaje powodem do nieskrywanej dumy do dziś. Kolejnym dość intrygującym wielkością wyjazdem był ostatni tej pamiętnej jesieni do Chorzowa na Ruch: 2-3 tyś. „biało-niebieskich”. Wartym odnotowania (dla tego niepowtarzalnego sezonu) jest pewien statystyczny wskaźnik frekwencji na stadionie na Nowym Mieście. Jest on co prawda stworzony przez autorów tego tekstu (więc próżno go szukać w innych tego typu publikacjach celem porównania), ale doskonale oddaje meritum sprawy. A więc biorąc pod uwagę nadkomplety kibiców rzędu ok. 35 tys. i odnosząc do ogólnej liczby mieszkańców Wałbrzycha (ok. 150 tyś.) powiększonej o żyjącą Górnikiem okolicę w promieniu ok. 60 km. (kolejne ok. 150 tyś.) to stosunek ten daje nam wynik rzadko spotykany w Polsce. Dla przykładu kompatybilną frekwencją na stadionie w Warszawie (ok. 2,5 mln. z okolicą) powinna być ta z Maracany czyli 200 tys. kibiców.
Wracając do Górnika i I ligi to sytuacja z kibicami „unormowała się” w trzech następnych sezonach, w których piłkarze zadomowili się w środkowej części tabeli. Stadion w Wałbrzychu odwiedzało średnio kilkanaście tys. kibiców natomiast nieciekawie zrobiło się w temacie wyjazdów. Jeździli jedynie prawdziwi szalikowcy i dobre wyniki rzędu kilkuset sztuk osiągane były tylko na terenie Dolnego Śląska. Dalsze wyjazdy w Polskę można byłoby skrycie przemilczeć, ale nie o fałszowanie historii tu chodzi. Dominowały kilku, kilkunasto- nieraz kilkudziesięcioosobowe. Atrakcją podróży pociągami tamtych lat była ekipa Śląska Wrocław (przez który wiódł każdy wyjazd) koczująca nieustannie i niestrudzona w wyczekiwaniu na przejezdnych na dworcu głównym. Kolejny 5 sezon w ekstraklasie to powoli zaznaczający się kryzys zarówno na niwie sportowej (walka o utrzymanie zakończona zwycięskimi barażami z Zagłębiem Lubin) jak i kibicowskiej. Frekwencja na stadionie Górnika oscyluje wokół 5-8 tys. (ale np. z Legią 15 tys.), wyjazdy w normie – jak w ostatnich 3 sezonach: Wrocław ok. 500, Lubin 150 (liga) i 300 (baraże), Lech 100 (PP), reszta dalszych wyjazdów bez zmian. Ostatni spadkowy sezon to już bida z nędzą i to nie tylko na wyjazdach (np. 60 Wrocław, trochę zer) ale również na swoich śmieciach – dwukrotnie na stadionie mieszają przyjezdni – Ruch (200) i Pogoń (100). Znamiennym jest również pewne zrządzenie losu : ostatni mecz w ekstraklasie – wyjazd w Chorzowie ogląda 12 „biało-niebieskich” podczas gdy we wspomnianym już ostatnim meczu pamiętnej jesieni 83′ w Chorzowie było Górnika 2000-3000 osób.
Dla nieprzychylnych nam wydawać by się mogło, że ta drużyna ma kibiców tylko w okresie triumfu i że w II lidze może dojść do kompromitacji. Tymczasem nastąpiła metamorfoza znana już z przykładów innych klubów. Może na stadion Górnika nie przybywały jakieś rewelacyjne ilości fanów, ale za to wyjazdy wyglądały wprost imponująco. Wykrystalizowała się konkretna ekipa zapaleńców, którzy poczuli, że naprawdę na nich spoczywa teraz ciężar istnienia, bądź nie – firmy pod nazwą Górnik. Zaliczono praktycznie wszystkie wyjazdy, a odległości i ilość meczy była dużo większa niż w ekstraklasie: m. in: Gwardia W-wa (100), Wodzisław (100), Rzeszów (2 razy po 60). Hitem sezonu były po długiej przerwie derby z Zagłębiem: na Górniku 6 tys. widzów (!) a w rewanżu na Białym Kamieniu 10 000 (!). Fanów „biało – niebieskich” blisko tysiąc, w przerwie totalna zadyma, wygonienie Thoreziaków (tak nazywano fanów Zagłębia Wałbrzych – po awansie do 2 ligi w 1964r. klub Zagłębie nosił nazwe KS „Górnik Thorez” Wałbrzych przy kopalni „Thorez” ) z sektora oraz liczne zdobycze. Niestety w klubie jest co raz gorzej i piłkarze spadają do III ligi. Ale jest to tylko kolejnym wyzwaniem dla wspomnianej już ekipy (tych co na dobre i na złe), tym bardziej że wyjazdy i bliższe, i wcale nie mniej ciekawe niż poprzednimi laty. Górnik gra, kibice jeżdżą, ale w Wałbrzychu, w sporcie i po prostu u ludzi w domach dzieje się co raz gorzej. Jest 1992 rok, wkraczają bolesne przemiany Balcerowicza, zamykają kopalnie, rośnie bezrobocie. Problemy sportu odchodzą na dalszy plan.
Tak jak przełom 1983/84/85 były w Wałbrzychu synonimami tłustych lat i w sporcie i w kopalnianych sklepach (wycieczki z regionu na zakupy i na mecze) tak teraz kryzys przemian ustrojowych dotyka równocześnie ludzkiej egzystencji i … sportu. Działacze i polityczni decydenci wymyślają antidotum na problemy futbolu – łączą to co dla każdego kibica w kraju wydaje się niewyobrażalne: dwa rywalizujące kluby (to nie tylko fani, ale też działacze, zawodnicy, wpływy, infrastruktura). Co z tego wyniknie? – to pytanie zadają sobie wszyscy.
FUZJA
Górnik + Zagłębie = ??? Klub Piłkarski Wałbrzych – bo tak nazywał się nowy twór w sezonie 92/93 zajął miejsce Zagłębia w II lidze i grał początkowo na stadionie Górnika. To też głównie sprawiło, że od początku uważany był przez fanów „biało – niebieskich” za swój choć atmosfera była jednak jakaś dziwna. Na meczach zaczęli pojawiać się pierwsi Thoreziacy pokojowo nastawieni do nowej otaczającej nas wszystkich sytuacji. Tak Bogiem a prawdą to trzeba jednoznacznie stwierdzić, że animozjom kibiców Górnika i Zagłębia daleko jednak było do tego, co dzieje się np. w Łodzi czy Krakowie. Choć słowa piosenki z tamtych lat wskazywałyby, że wojna jest bezwzględna i krwawa: „Mieszkam tam gdzie Górnik w piłkę gra, mieszka ze mną też zaje…. GKS. Chcesz czy nie na stadion wpier… się, Thoreziaka w pysk – żeby ch.. już nie mógł żyć. Potem weź sobie ze dwa szampany, Za Górnika wypij je! Bo w Wałbrzychu Thorez jest przegrany, każdy kibic o tym wie.” Granica stref wpływów dzieliła dość hermetycznie: Boguszów – Gorce, Biały Kamień, Szczawno – Zagłębie; reszta Wałbrzycha + region to Górnik.
Przewaga ilościowa i terytorialna Górnika bezdyskusyjna ale…. Thorez posiadał zgrabną ekipę zgredo-zakapiorów, którym nie bardzo kwapiono się włazić w drogę. Stąd też dość bezproblemowe wyjazdy „zielono – czarnych” pociągami przez tereny rządzone przez Górnika. Największe spięcia na linii Górnik – Zagłębie miały miejsce na trasie kolejowej Wałbrzych – Jelenia Góra. Kibice z Kowar, Jelonki, Kamiennej Góry ( w zależności od lat: od kilku do prawie 100 osób) byli skutecznie nękani atakami tejże bojówki w Boguszowie – Gorcach. I to tej głównie grupie fanów „biało – niebieskich” na słowo Zagłębie podnosił się poziom adrenaliny. Tymczasem w tym łączeniowym (1992/93 – KP) sezonie kibiców z tego kierunku było jak na lekarstwo. Szczególnie widoczny był brak kilku osób z Kowar, które niechybnie swoimi sposobami poważnie zakłóciłyby ten pokojowy proces pojednawczy, który łagodnie wkraczał w życie kibicowskie górniczego miasta Wałbrzych. Stadion na Nowym Mieście przeżywał jednak zauważalny kryzys. Degradacja rok po roku (z I do II i dalej do III) oraz było nie było likwidacja klubu o nazwie Górnik robiły swoje. Odżywa na 1 PP z Legią kiedy to gości 3,5 tysięczną widownię. Na rewanż do Warszawy wybrała się ok. 40 osobowa grupa głównie Górnika. Kolejny wyjazd – do Wrocławia na Śląsk ok. 70 osób (prawie sam Górnik). Rewanż już na stadionie Zagłębia i totalne zaskoczenie: 5 tys. ludzi, młyn ok. 1000 w tym dość sporo Thoreziaków (a jeszcze niedawno wspomagali oni Śląsk na meczach przeciwko Górnikowi). Można powiedzieć, że był to ostatni poważniejszy mecz rodem ze starej epoki: dużo niewielkich flag (również kilka Zagłębia) i pasiaste szaliki. Niedługo po tym pierwszy szalik maszynowy z napisem i co raz większe i staranniej wykonane flagi. Oczywiście hasło GÓRNIK! Kolejne sezony to III liga, która wydaje się dość dobrze służy krzepnięciu w siłę sporej ilości nowej krwi z nowego pokolenia fanów trochę jakby „nowego” Górnika. Wyjazdy do Jawora, Świdnicy, Jeleniej Góry, Żar, Oławy, Stronia, Ząbkowic, Dzierżoniowa, Brzegu Dln., Strzelina , Oleśnicy w ilościach głownie od 100 do 250 osób, sporadycznie 50 – 80. Ponieważ duża część odwiedzanych rejonów to parafie Śląska stąd częste dymy.
Również dobre jazdy na kadrę grającą wtedy najczęściej w Zabrzu. Awans do II ligi w roku 96′ stawia nowe wyzwania, z którymi fani „biało – niebieskich” radzą sobie całkiem dobrze. Udane wyjazdy do m.in.: Gdańska, Szczecina, Gorzowa, Bydgoszczy, kilkakrotnie na Górny Śląsk, zgrabne młyny u siebie (do 400 – 500). Kolejny sezon nieco słabszy ale za to parę naprawdę udanych meczy u siebie i na wyjeździe oraz… hit: dwumecz ze Śląskiem. Wyjazd – pełna mobilizacja: wszyscy starzy, lokalni przyjaciele w komplecie, trochę Thoreziaków, zgody z kraju – razem ok. 500 osób. Niestety cofka na dworcu we Wrocku, pacyfikacja (wielkie CHWDP!). Rewanż to powtórka ilościowa z ostatnich derbów – 1000 w młynie, ale inny świat jeśli chodzi o prezentację (np.: pół stadionu we flagach). Wycofanie drużyny w 1998 do IV ligi znów wiąże się z rządzeniem na Dolnym Śląsku (spora ilość zadym i skrojeń głównie na parafiach Śląska). To chyba najbardziej udany chuligańsko sezon Górnika. Następny w III lidze również nie najgorszy: młyn u siebie do 350 osób (na hit – prezentacji z Chrobrym), dobre wyjazdy m.in. Jeleniej i Zielonej Góry, Legnicy, Kołobrzegu, Wronek. Na uwagę zasługuje 1 historyczna ustawka, i to z Lechem w Poznaniu (po meczu z Wartą, oczywiście w plecy). Od sezonu 00/01 zauważalny kryzys. U siebie młyn coraz słabszy lub w ogóle brak głównie z uwagi na wyjątkowo rzadkie odwiedziny przyjezdnych. Wyjazdy bardziej mobilizują i fani Górnika starają się nie schodzić poniżej pewnego dopuszczalnego poziomu. Pojawiają się kolejne ustawki: Jastrzębie, Raków, Karkonosze, Dzierżoniów. Wielką próbą charakteru dla najwierniejszych i „czynnych zawodowo” kibiców z biało – niebieską krwią było kolejne wycofanie klubu, tym razem, aż do A klasy i ponad 8 miesięczna przerwa. Obiektywna ocena wydaję się być jak najbardziej pozytywna. Choć motywacji do pokazania się „przeciwnikom” w tej i wyższej klasie rozgrywkowej nie mają żadnej to całkiem zgrabnie jeżdżą i organizowane są coraz to bogatsze oprawy (a ten element nigdy nie był naszą mocną stroną). Najbliższa przyszłość jawi się w tej materii jeśli nie w różowych to na pewno w pozytywnych kolorach.
ZGODY:
W latach 80-tych temat podziałów wśród kiboli w Polsce był taki prosty i klarowny! Jedna formacja to Legia, Zagł. Sosnowiec i Pogoń. W drugiej: Lechia, Widzew, Wisła, Jagiellonia, Ruch, Śląsk, Motor (z nielicznymi odstępstwami od reguły). Trzecia najliczniejsza zrzeszała między innymi wałbrzyskiego Górnika. Najlepiej żyło się w tej koalicji z Górnikiem Zabrze, Arką Gdynia, Polonią Bytom, Zagłębiem Lubin, Zawiszą Bydgoszcz, GKS Tychy. Do sezonu 85/86 przyjacielem był ŁKS, chwilę wcześniej przybito zgodę z Lechem. Z wieloma klubami z tej grupy kontakt był bardzo sporadyczny ale zasadą było, że nic się do nich nie miało lub że zgoda jest taka „na papierze” bo tak ma być i już. Czyli dalej wyliczając: Odra Opole, Cracovia, Stal Mielec, Korona Kielce, Polonia W-wa. Klubem, który najbardziej skupiał wokół siebie zaprzyjaźnione ekipy był Górnik Zabrze. Jego seryjne mistrzostwa oraz gra w pucharach sprawiały, że każdy jeździł go wspomagać jak tylko mógł najlepiej. Tam też głównie dochodziło do „umacniania” przyjaźni z innymi ekipami a szczególnie z tymi nie grającymi z nami w ekstraklasie (Arka, Zawisza, Tychy, Polonia B.). Ogólnie należy tamte czasy wyróżnić za bardzo wzorowe podejście kibiców wszystkich klubów do tematu wzajemnego wspomagania się na meczach. Wałbrzyski Górnik niejednokrotnie lepiej jechał do Zabrza na puchary niż na swoje mecze. Nierzadkie bywały wycieczki 50 osobowe. Wspomnieć należy również o wspomagających podróżach na Lecha (puchary i PP), Zawiszę (baraże), Arkę (II liga – teren Dolnego Śląska. Niestety w tej dziedzinie zaczęły następować gwałtowne i bardzo niekorzystne niestety zawirowania. Początkowo nastała kosa z Zagłębiem Lubin (88′), następnie wykrojono Stal Mielec (88′), rok później kosa z Górnikiem Zabrze w 91/92 z Lechem i Miedzią. Z wieloma kontakt całkowicie się urwał, by po latach podczas bezpośredniego spotkania okazać się kosą (Odra Opole, Polonia Bytom) lub też całkowicie dobrą znajomością (Tychy, Zawisza).
Z wieloma klubami z tej byłej koalicji jest obecnie (poprzez naszych wspólnych przyjaciół) dość poprawne, „cywilizowane” nastawienie (np. Sandecja, Lech) lub totalna niewiedza (np. Korona, Cracovia). Od 1993 rozpoczynają się dobre a następnie przyjacielskie stosunki z Gwardią Koszalin. Lata 1997/98 to krótki mariaż z ŁKS oraz Górnikiem Konin. Krótki i dziwny przebieg miał też związek Górnika z Lechią Dzierżoniów. Było to jedyne z blisko położonych Wałbrzycha miast (wyłączając te związane ze Śląskiem), które nie jeździło w tłustych latach I ligi na Górnika. Pojawiają się dopiero w sezonie 95/96 w III lidze. Od początku mieli jednak trudne życie gdyż byli tępieni przez… kibiców Polonii Świdnica (z którymi od lat trwała ich lokalna kosa). Najmłodszą stażem zgodą (od sezonu 00/01) – będącą jednocześnie całkowitą nowością tematyczną i geograficzną jest „braterstwo broni” z czeskimi fanami Slavii i Bohemiansa z Pragi. Ciekawostką jest, że pomimo iż pierwszą reakcją każdego człowieka są słowa: „przyjaźń z zagranicą” to odległość do Pragi jest dużo mniejsza od naszych pozostałych, krajowych zgód i nie chce wyjść na liczniku inaczej. W tym miejscu należy również omówić temat naszych lokalnych przyjaźni wspomagających od wielu lat mecze Górnika. Jest to o tyle ważne, że sprawa ta jest nie tylko istotna jako fakt historyczny ale również generowała od pewnego czasu niepotrzebne niedomówienia, nieporozumienia, nie mówiąc już o poważnych zgrzytach. Ale po kolei.
Szał na jeżdżenie na Górnika z okolic Wałbrzycha nastąpił oczywiście po awansie do I ligi. Miastami najbardziej „zarażonymi tą chorobą” były: Świdnica, Jelenia Góra + okolice (głównie Kowary), Świebodzice, Jaworzyna Śl., Kamienna Góra, Jedlina Zdr., Głuszyca, Kudowa Zdr.. Kolejność jest nieprzypadkowa i oddaje w miarę sprawiedliwie wkład ilościowy. Na szczególną uwagę i szersze omówienie zasługują 2 pierwsze ośrodki i to nie tylko ze względu na swe znaczenie, ale przede wszystkim na dość skomplikowaną historię i dużą dozę autonomiczności. Kibice ze Świdnicy od samego początku utożsamiali się ze swoim klubem „Polonią” dając temu wyraz w noszeniu swoich biało – zielonych szalików oraz wieszaniu flag w tych barwach. Szczególnie aktywni byli świdniccy fani na wyjazdach Górnika (szczególnie dalszych) gdzie stanowili nierzadko ponad połowę grupy. Mieli również dużo do powiedzenia w wielu sprawach. Dużo bardziej skomplikowany wątek to fani z Jelonki (druga co do liczebności grupa na wyjazdach Górnika lat 80-tych). Od 1986 silnie identyfikują się z koszykarskim klubem „Spartakus” (flagi na Górniku wieszają z tą nazwą ). Od 1997 oprócz starej gwardii zaczyna wspomagać „biało – niebieskich” również jeleniogórska młodzież spod znaku piłkarskich „Karkonoszy”. W latach 90-tych fani obu tych klubów głównie angażują się w mecze swoich drużyn wspomagając Górnika w ważnych, szlagierowych pojedynkach. Co ciekawe ich kluby (oraz Polonia Świdnica) grają przeciwko Górnikowi w tych samych ligach (wcześniej dzieliła ich przepaść). Niestety gdzieś w okolicach 1998 na fali ogólnopolskiego trendu definiowania wszelkich znajomości między kibicami, część szczególnie młodych fanów Górnika wzięła się ochoczo do ustalania co, kto i jak.
Niestety krajowe „normy” wyróżniały tylko pojęcia: zgoda, układ, fan-klub. Nikt nie zadał sobie trudu by przyporządkować pewne słownictwo takim specyficznym związkom, których odpowiedniki można by bez trudu odnaleźć również w Polsce (np.: Lech – Górnik Konin, Ruch – Myszków, Pomezania Malbork – Lechia G., Lech – Ostrowia, Górnik Zabrze – ROW Rybnik). Brak konsultacji z samymi zainteresowanymi oraz powierzenie im roli fan-klubów rodziło początkowo wiele niepotrzebnych kontrowersji. Świdnica wyszła z tego zawirowania obronną ręką, lecz niestety na linii Górnik – Karkonosze doszło do rozwodu. Szkoda. I choć nie chodzi tu akurat o osłabienie szeregów „biało – niebieskich” o ileś tam osób, lecz o pewien historyczny symbol, że coś co kiedyś wydawało się nierozerwalne jednak rozpada się.